Dahab 25.10 – 8.11.2011r.

O 3 nad ranem lotnisko w Warszawie wygląda wyjątkowo sennie i nie zachęcająco. Wszystko jest pozamykane, półsenni ludzie zalegają na ławeczkach, a po hali odlotów hula głównie wiatr i ekipy sprzątające. Tu, w Warszawie, termometr pokazywał jakieś 4°C, zaś po wylądowaniu w Sharm el Sheikh – około 30°C. Od razu przeżyłam szok kulturowy, temperaturowy i każdy inny. Z Sharm zostaliśmy przewiezieni do Dahabu. Po drodze kolejny szok: pustynia, pustynia, góry, góry, od czasu do czasu check point.

Baza nurkowa i hotelowa „Planet Oasis” przyjęła nas miło. Standard może nie najwyższy, ale atmosfera dobra, a i w ojczystym języku można było się dogadać.

Pierwszego dnia oczywiście nie nurkowaliśmy, a jedynie próbowaliśmy się zaaklimatyzować. Jedni odsypiali, inni mieli ciśnienie na kawę latte, inni zaś pognali w miasto. Miasto …. fajne.

Owszem nie jest to ogromny, luksusowy kurort, ale klimat fajny, knajpy i sklepy zapraszające do środka, mamiące swoimi urokami i bogactwem towarów. Baza nasza usytuowana rewelacyjnie. Z jednej strony część bulwarowa, atrakcyjna i gwarna, którą podążając w prawo przejdzie się całą, a w efekcie dojdzie do przepięknej, piaszczystej laguny. Idąc zaś w drugą stronę, jesteś najbliżej miejscowego rynku – targu, gdzie kupić można przeogromne bogactwo owoców i warzyw, ale i mleko, baterie, a nawet kozę (jak kto oczywiście ma takie potrzeby).

Ale to oczywiście nie jest najważniejsze. Najważniejsze są … cudowne, przepiękne, bajeczne i niewyobrażalne miejsca nurkowe. Dla mnie, będącej pierwszy raz w Egipcie i w ogóle w tzw. „ciepłych krajach” posiadających i udostępniających swoje bogactwa do nurkowania, to było przeżycie niesamowite. Ale i ci, którzy zwiedzili wiele takich miejsc, twierdzą, że Dahab skrywa pod wodą wszystko to, co dla płetwonurka jest atrakcyjne i porywające. Piękna flora i fauna, rewelacyjna przejrzystość wody, ciepło i bardzo dobra organizacja pozwalająca na nurkowanie w wielu miejscach.
Nasz dzień nurkowy zaczynał się od smacznego, sytego śniadania. Stół szwedzki i miejscowy kucharz serwujący do wyboru: omlety, naleśniki czy po prostu pyszną swojską jajecznicę. O 9.15 podjeżdżał pod bazę pick-up, który miał za zadanie zabranie całego naszego sprzętu. Nas zabierały Jeepy i jechaliśmy w wybrane przez nas w dany dzień miejsce nurkowe.
W prawie każdym takim miejscu znajdują się „wiaty”, niektóre wyglądają jak ekskluzywny taras, inne zaś jak wiaty przykryte strzechą, gdzie na wygodnych poduchach można wypić Beduin tea, karkade, colę, a nawet coś zjeść. To miejsca, gdzie się planuje i przygotowuje do nurkowania, i gdzie się odpoczywa w przerwie pomiędzy.

Nurkowań dziennie są dwa. W zależności jak szybko „zżeramy” powietrze i jak głęboko nurkujemy, pod wodą jesteśmy 30, a czasami nawet do 60 min. Przerwa trwa ok. dwu godzin i z powrotem do wody. Bosko!!!
Koło 15 wracamy do Planet Oasis, w bazie zdajemy butle, myjemy w słodkiej wodzie cały sprzęt, odstawiamy do swoich szafek i … pędzimy pod prysznic, aby i z siebie zmyć słoność Morza Czerwonego, odpoczywamy i ok. 18 idziemy mniej lub bardziej gromadnie na obiado – kolację. A wieczorem przy basenie …. Fajnie jest … (zwracam uwagę, że alkoholu w Egipcie, a na 100% w Dahabie – nie kupisz, zresztą nurkowanie i alkohol nie idą w parze).
I tak wygląda dzień nurkowy, może brzmi statycznie i nie za porywająco, ale nie wiedzieć czemu wszyscy o 9.00 są już zwarci i gotowi na kolejny wyjazd.
Nam, tym razem, udało się dodatkowo pojechać do Oazy na urokliwy spacer i na całodniowe zwiedzanie Kolorowego i Białego Kaniony w głębi lądu. Białego (podobno jednego z piękniejszych i największych kanionów) co prawda nie zwiedziliśmy, bo zrobiło się późno, ale i tak było cudownie. Poza tym mamy dobry pretekst, żeby wrócić do Dahabu już w marcu ;).

W Książeczce Nurkowej, w rejestrze nurkowań mam napisane: Dahab – Synai – Zatoka Akaba; nurkowanie na rafach: El Bells, Blue Hole, Canion, Coral Garden, The Caves, Um Sid, Abu Talha, Abu Hellal, Golden Blocks, Morey Garden, Rick`s Reef; temp. powietrza – 35°C, wody – 26°C, falowanie 1°, prąd wody – słaby. Ilość nurkowań – 18. Dodatkowo zrobiony kurs PNO – nurkowanie nocne i PN1 – kurs nitroksowy i Explorer Diver – nurek eksplorator.
I znawcy pewnie już wiedzą wszystko po przeczytaniu powyższego tekstu, a laikowi zainteresowanemu bardziej i temu, który tam nie był, a zastanawia się czyby nie pojechać opowiem więcej.

Każde z tych wymienionych miejsc jest inne, skrywa inne widoki, inne przeżycia, inny klimat. I tak np. Abu Talha i Abu Hellal to miejsce mało znane. Rafa jak piękny, kolorowy, „mięciutki dywan”. Bogactwo różnokolorowych ryb i innych morskich, sympatycznych stworów. Ogólnie, można powiedzieć, bajkowy krajobraz. Zaś Blue Hole przyciąga swoją głębią, rafa rozciąga się na pionowej ścianie, zaś po Twojej drugiej stronie – „nic” – głębia, ew. freediverzy.
Ale jest i Canion, jak mawia moja przyjaciółka: cudobajka. Na dwudziestu paru metrach pojawia się szczelina w dnie na jakieś kolejne dwadzieścia parę metrów i ciągnie się, ciągnie. Robi swoją strukturą niesamowite wrażenie. Na jej szczycie po bokach z dna wylatuje masa bąbelków powietrza, co wygląda nieziemsko. Sprawia wrażenie, jakby dno było wielkim oddychającym stworem. To podobno powietrze wydychane przez nurków znajdujących się w Canionie.

Na Moray Garden widziałam zaś Gorgonie. To było moje pierwsze nurkowanie w Egipcie. Bogdan przestrzegł mnie, że są bardzo delikatne, bardzo długo rosną, ale jak „wpieprzy się” w nie nurek, to łamią się jak delikatne patyczki, a słychać jakby łamały się kości ludzkie. Taka Gorgonia potem umiera. Byłam przerażona. Bo jako początkujący płetwonurek potrafię się jeszcze zachować jak słoń w składzie porcelany, więc jak je zobaczyłam z daleka, to już chciałam wracać, żeby przypadkiem ich nie trącić, a z drugiej strony wyglądały tak bajecznie, filigranowo, że chciałam je przytulać, dotykać, patrzeć na nie z bliska. Piękny, delikatny rozłożony wachlarz, sprawiający wrażenie, jakby nic nie ważył i poddawał się prądom morskim.

Na koniec zachwytów zostawiłam nurkowanie nocne. W Dahabie możne je robić na Lighthousie, dokładnie naprzeciwko naszej bazy. Trzeba tylko przejść przez nadmorską knajpę, zrobić większy krok i już jesteś w wodzie. A tam Panie, cuda cudeńka. Ci co mają za sobą nurkowanie nocne wiedzą, że oprócz uroków i widoków nurkowania dziennego, dochodzą nowe „stwory”, nowe widoki, nowe rośliny wypuszczające przepiękne pióropusze. Pojawiają się nowe kolory pomimo nocy, gdzie jedynym źródłem światła jest latarka. I tu też powiem: cudobajka!
O każdym z tych miejsc można pisać w nieskończoność. O różnorodności i stopniach trudności wejść do wody. O tym co widzisz zaraz po zanurzeniu i o tym, co odkrywa każdy kolejny przepłynięty metr. Ja miałam jeszcze to szczęście, że pływałam z moim instruktorem Bogdanem. Nie dość, że facet ma niesamowite doświadczenie nurkowe dające 200% poczucie bezpieczeństwa, to jeszcze cudowną umiejętność dojrzenia pod wodą tych wszystkich cudeniek pływających i skrywających się w szczelinach. A żeby tego nie było dość, to jeszcze umie to pokazać. Może On był rybą lub innym stworem morskim w poprzednim wcieleniu? A może to lata doświadczeń?

Wyjeżdżałam z Dahabu z ŁZĄ w oku i pewnością, że choćby nie wiem co, to w marcu wrócę tam z powrotem.
Zawsze na wakacjach odpoczywałam i regenerowałam siły. Do tej pory co roku z przyjaciółmi żeglowałam (Chorwacja, Grecja, Włochy, Sycylia), ale różnica jest taka, że na trzy dni przed powrotem już włączało mi się myślenie, co zastanę po powrocie do domu i pracy. Na wyjeździe nurkowym nie myślałam do ostatniego dnia o problemach i tym co mnie czeka po powrocie, wolałam myśleć o tym co tam, a nie co tu. Trochę to nie dobrze dla mojej pracy, ale cóż … tam naprawdę jest CUDOBAJKA.

Majka Zwolska